Gry online itp
  Zapowiedzi Gier na pc i xboxa 360
 

 

Grand Theft Auto IV: The Lost and Damned

Dodano:45 dni temuDodał: SETH

Z całą pewnością można dziś powiedzieć, że firma Microsoft dokładnie wiedziała co robi, kiedy to kilkanaście miesięcy temu postanowiła przeznaczyć ogromne środki pieniężne ludziom z Rockstar Games, aby tylko mające się ukazać w przyszłości dwa dodatki do gry Grand Theft Auto IV ukazały się li tylko i wyłącznie na konsoli Xbox 360. Oczywiście wiadomym było to, że na najnowszą część GTA rzuci się cała rzesza Graczy, jednakże nikt tak naprawdę nie mógł z całą pewnością stwierdzić, że będziemy mieli do czynienia z grą aż tak wyjątkową. O tym, że panowie i panie z R. stanęli na wysokości zadania niech starczy fakt, że przygody Niko Bellica zdobyły prestiżowe statuetki najlepszej gry w roku w większości branżowych plebiscytów. Zresztą nie ma się czemu tu dziwić – porywająca fabuła, niesamowici bohaterowie opowieści dziejącej się w Libery City oraz ogrom szczegółów, z których ów świat jest zbudowany mógł tylko przyczynić się do sukcesu tej produkcji growej. To się po prostu nie mogło nie sprzedać i się sprzedało – GTA IV zarobiło do końca 2008 roku ponad 710 milionów dolarów!

Już niebawem użytkownicy X360 będą zmuszeni wydać kolejne ciężko zarobione pieniądze. Tym razem w formie wirtualnych Punktów Microsoft a dokładniej rzecz ujmując – przeznaczając ich w liczbie 1600 na ekskluzywny dodatek do Grand Theft Auto IV, zatytułowany Lost and Damned. W dniu 17 lutego 2009 roku na Xbox Live Marketplace pojawi się bowiem pakiet z nowym epizodem do czwartej odsłony GTA, w który będą mogli zagrać jedynie pełnoletni właściciele konsoli z logiem Microsoftu.


Tym razem nie wcielimy się w rolę imigranta z dalekiego Wschodu, lecz w amerykańskiego tubylca, członka gangu motocyklowego o nazwie The Lost, w osobie protagonisty nazwiskiem Johnny Klebbitz. Wraz z kolegami z bandy Zagubionych przyjdzie nam wykonywać zupełnie nowe misje, które umiejscowione zostały w tym samym przedziale czasoprzestrzennym, w którym odbywała się właściwa akcja z Niko w roli głównej. Tajemnicą Poliszynela jest to, że ludzie z Rockstar Games, w momencie tworzenia fabuły do właściwej odsłony GTA IV, w tym samym czasie rozwijali wątki poboczne, które w późniejszym czasie miały znaleźć się w dodatkach do pełnej wersji tej produkcji. Dzięki temu, grając w Lost and Damned, możemy być pewni, że warstwa fabularna nie tylko będzie niesamowicie spójna z wydarzeniami, które poznaliśmy wcześniej, lecz również wyjaśnieniu ulegnie wiele wątków, które w GTA IV pozostały bez odpowiedzi. W wyniku tego mnóstwo razy natrafimy na sytuację, w której stroną przeciwną będzie znana nam rodzinka zza oceanu.

Przykładem może być zaprezentowana wybranym osobom z branży growej misja, która to bezpośrednio nawiązywała do wydarzeń znanych z epizodu o nazwie Blow Your Cover we właściwej części gry, gdzie to naszym zadaniem, wespół z Playboyem X, było upłynnienie skradzionych narkotyków w opuszczonym bloku. Jeśli dobrze sobie przypomnicie, to zapewne skojarzycie sobie osobę Johnniego, który również w tej transakcji zamierzał uczestniczyć. Niestety wszystko poszło nie tak i nasi protagoniści musieli się ratować ucieczką przed policją. Niko w GTA IV ratował się skacząc po dachach budynków, natomiast w Lost and Damned przyjdzie nam kierować ruchami naszego motocyklisty, który obierze zupełnie inną drogę ratunku i tym samym stanie twarzą w twarz ze stróżami prawa.


Takich nawiązań i przeniknięć fabularnych będzie w Lost and Damned wiele, dzięki czemu gra ta jeszcze bardziej zyska na atrakcyjności wśród fanów GTA IV. Zapewne już wkrótce po premierze opisywanego tu dodatku, w Internecie pojawi się wiele informacji, które wskażą smaczki i kęski, które na pierwszy rzut oka nie będą dostrzegalne a które z premedytacją umieszczą w kodzie gry autorzy tej produkcji.

Powróćmy jeszcze na chwilę do Johnniego Klebbitza. Czym on się zajmuję, to już wiemy. Jest członkiem gangu motocyklowego, w dodatku „zastępcą prezesa”, czyli inaczej mówiąc – drugą co do ważności personą w The Lost. Pierwszą jest zapaleniec Billy, który uwielbia dawać przypadkowym ludziom po mordzie, a i nie pogardzi też zarobkiem w postaci opchnięcia kilku kilogramów białej mąki na mieście. Z taką polityką bycia niezbyt zgadza się nasz główny bohater, który bardzie woli inwestować w sprawdzone środki, i z tego też powodu od czasu do czasu dochodzi do scysji na linii szef – wice szef. Nie oznacza to jednak, że obaj Ci panowie skaczą sobie na każdym kroku do gardła. Jako, że obaj żyją w jednym i tym samym gangu oraz bardzo się szanują, nie ma opcji, w której doszłoby między nimi do śmiertelnego starcia. Jak to bowiem w tego typu grupach bywa – prędzej jeden oddałby za drugiego życie, aniżeli miałby pozwolić na śmierć współtowarzysza doli.

Oczywiście Billy i Johnny to nie jedyni członkowie gangu The Lost. Mamy tu także Jimmiego, Jasona oraz Claya. Z każdym z nich trafimy na niejedną misję w Lost and Damned, dzięki czemu nie ma możliwości, byśmy ich lepiej w późniejszym czasie nie poznali. Warto też wspomnieć, że na każdą wyprawę w dodatku ruszamy w (co najmniej) parze z innym członkiem gangu, dzięki czemu zawsze możemy być pewni wsparcia ze strony bractwa. Nie jesteśmy tu sami – za swoimi plecami mamy motocyklową rodzinę. Jednakże do czegoś to zobowiązuje – do dbania o towarzyszy broni. Im dłużej członek naszego bractwa utrzymuje się przy życiu, tym lepsze ma statystyki (zdrowie, odporność na zadawane obrażenia, siła ognia). Kiedy zginie – jego wskaźniki powracają do stanu wyjściowego. Czyli w naszym interesie jest nie tylko dbać o swoją skórę, lecz także o naszych współbraci. Trzeba przyznać, że patent ten został dość dobrze przemyślany.


Kto natomiast jest przeciwko nam? Ekipa Angels of Death – konkurencyjny gang, również lubujący się w odpicowanych motocyklach. Możecie być pewni, że większość misji polegała będzie właśnie na wojnie między tymi dwoma bractwami. Kto w niej zwycięży? To już zależeć będzie tylko i wyłącznie od zwinności naszych palców.

Jeśli chodzi o samą rozgrywkę w Lost and Damned, to nie będzie się ona zbytnio różnić od tej, z którą mieliśmy do czynienia we właściwej wersji. Typowy schemat: zdobądź zlecenie – jedź w konkretne miejsce – zabij kogoś – nie daj się porwać policji – wróć do wskazanego punktu, również i tutaj będzie miał swój byt. Tyle tylko, że tym razem poruszać będziemy się głównie na jednośladach, co pewnie co poniektórych z Was już teraz przeraża.

Będąc szczerym, również i ja zacząłem się tego mocno obawiać. Szczególnie, że w GTA IV niezbyt uśmiechały mi się misje z motorami w rolach głównych. Do dziś pamiętam te wszystkie kraksy i wygibasy na padzie, które miały na celu przejście etapów, w których główną role odgrywały motocykle. Na szczęście, jeśli wierzyć tym, którzy już mieli do czynienia z dodatkiem, sterowanie motorami uległo znacznej poprawie. Steruje się nimi bardziej intuicyjnie, no i teraz musimy naprawdę mocno przygrzmocić jednośladem w przeszkodę, by nasz motocyklista wylądował cztery metry dalej, szorując przy okazji swoim dupskiem lub twarzą po asfalcie. Jeśli tak rzeczywiście będzie, to myślę, że być może nawet spodoba mi się dożywotnie członkostwo w gangu ze skórzanymi kurtkami w roli głównej.

Oczywiście to nie jedyne zmiany, które przyszykowali nam pracownicy z Rockstar Games. Innym ważnym novum jest system checkpointów w trakcie misji, którego tak bardzo pragnęli co poniektórzy fani GTA. Jak dla mnie jest to dosyć zbyteczne ułatwienie, albowiem na tym właśnie polegała cała magia świąt z udziałem Niko. Oby tylko koderzy umiejętni wyważyli poziom trudności oferowany w Lost and Damned. Kontynuując wątek o nowościach, nie można nie wspomnieć o nowym arsenale broni, który dostaniemy w swoje łapska: miotacz granatów, bomba zapalna, czy też obrzyn – będzie czym się bawić. Prócz tego przyjdzie nam wziąć udział w kilku nowych zabawach, między innymi w siłowaniu się na rękę oraz w grze w karty.


Bez wątpienia szykuje się niesamowita pozycja, która być może przekona wiernych fanów GTA IV na innym sprzęcie do grania, to zakupienia konsoli Xbox 360. W sumie o to właśnie chodzi firmie Microsoft. Już wcześniej była to karta przetargowa, którą wersję przygód Niko wybrać – czy tę na X360, czy tę na PS3. Być może po 17 lutym rzesza Graczy sprawi sobie „dodatek do dodatku” w postaci nowego sprzętu pod telewizorem. Na dzień dzisiejszy niczego przesądzać nie możemy, jednego jestem natomiast pewien – Lost and Damned zapewni wiele godzin dobrej zabawy z szarym padem w ręku. To po prostu nie może nie wypalić – nowe misje, nowe patenty w starym, dobrym mieście Liberty City. Oby tylko w dniu sądu ostatecznego serwery Microsoftu dały radę transferom, które je tego dnia czekają.
Na Xbox 360



Street Fighter IV

Dodano:47 dni temuDodał: shostey

Pierwszy filmik zwiastujący nadejście nowej odsłony Street Fighter robił ogromne wrażenie, chociaż nie pokazywał tak naprawdę nawet odrobiny gameplayu. Na starcie nowy Uliczny Wojownik zapowiedziany został jako gra, która trafi na automaty, jednak wszyscy byliśmy pewni, że Capcom nie zrezygnuje z wydań na konsole nowej generacji i byż może także PeCety. Nie myliliśmy się... Czas mijał, w sieci pojawiały się kolejne trailery, a już niebawem ten kawałek, miejmy nadzieję solidnego kodu, zawalczy o byt na naszych konsolach.

W czasach, kiedy na obecnej generacji konsol rządzą takie klepanki jak Soul Calibur IV czy Virtua Fighter 5, a potwierdzone jest też dołączenie do nich kolejnego Tekkena, dość ryzykownym wydaje się produkowanie dwuwymiarowej bijatyki. Z drugiej jednak strony jeśli decydować się na takie posunięcie to tylko poprzez wskrzeszenie mistrza gatunku, a Street Fightera można określić takim mianem bez chwili wahania.


Czwarta odsłona ma być powrotem do korzeni nie tylko przez wzgląd na jeden wymiar mniej. Całość bicia i kopania się po różnych częściach ciała przypominać ma rozgrywkę z klasycznego, przez wielu uznawanego za najlepszą odsłonę - Street Fightera 2. Jeden z developerów powiedział, iż wydając trzecią część serii znacznie ograniczyli sobie dostęp do odbiorców. Powód prosty - była to gra dla prawdziwych hardcorowców. Czwóreczka ma trafić w gusta wszystkich, a wielu obawia się, że jej casualowy charakter to niekoniecznie coś dobrego.

Wspomniałem, że gra śmigać będzie w 2D... cóż, skłamałem. Modele postaci oraz tła będą elementami w pełni trójwymiarowymi, a jedynie sama walka odbywać będzie się w ujęciu wertykalnym. Wyrażając się jaśniej - postaci poruszać się będą jedynie w prawo i lewo. W kwestii wyglądu całość prezentuje się znakomicie. Tła zostały zaprojektowane ciekawie z dbałością o różnorodność oraz detale. Design postaci to natomiast kawał dobrej sztuki. Ich wygląd przypomina żyjące, ręcznie malowane obrazy. Same animacje opiewają natomiast w takie smaczki jak rozmycie lub wytryśnięcie tuszu.

Wracając do rozgrywki - w czwórce po raz pierwszy pojawią się ataki zwane Focus Attacks. Składać będą się one z dwóch faz - pierwsza to zaabsorbowanie ataku przeciwnika, a druga to kontratak. Siła ataku zależy od tego jak długo gracz będzie go "ładował". Najmocniejsze Focus Attacki będą niemożliwe do zablokowania. Powrócą także super ciosy przypominające Super Combo i EX Special Moves z poprzednich części, a tutaj określono je mianem Ultra Combosów. Mamy nadzieję, że skupienie się na ogólnej przystępności gry nie wpłynie na zbytnie uproszczenie rozgrywki. Liczymy na dobre wyważenie pomiędzy casualem i hadrcorem.


Fani serii na pewno poradzą sobie z rozpoznaniem większości postaci. Po raz kolejny w szranki staną tacy wojownicy jak Ryu, Ken, Blanka, Zangief, Vega oraz inni równie dobrze znani fighterzy z poprzednich odsłon. Do tego składu dołączą także nowi poszukiwacze wrażeń. Wersje na konsole i PeCety będą bogatsze o 6 dodatkowych bohaterów. Mamy nadzieję, że postaci o imionach Rose, Gen, Sakura czy Dan będą równie dobre jak te, które już znamy.

Wersje na domowe platformy będą posiadać także możliwość wyboru pomiędzy angielskim, a japońskim voice actingiem. Każda postać będzie miała swoją animowaną sekwencję początkową i końcową. Wykorzystana zostanie także inna wyższość nad automatami - dostęp do sieci. Planowane jest udostępnianie graczom dodatkowych plansz, a także innych bonusowych materiałów.

Capcom potwierdził także, iż prócz standardowych wersji gry, na sklepowych półkach pojawi się edycja kolekcjonerska. Niestety póki co, szczęśliwymi kolekcjonerami będą mogli być jednie gracze zamieszkujący Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, lub ewentualnie Ci, którzy postawią na import. Specjalna wersja gry składać będzie się z komiksu, dodatkowej płyty z krótką animacją oraz trailerami gry, płyty ze ścieżką dźwiękową, figurki (Ryu dla PS3 i Crimson Viper dla X360) oraz pięciu dodatkowych kostiumów.    


Wersja na automaty zdążyła już sporo namieszać w Kraju Kwitnącej Wiśni. Magazyn Arcadia uznał ją za najlepszą grę 2008 roku. Gra wygrała także w kategoriach: Najlepsza Grafika, Najlepsze Walory Produkcyjne oraz otrzymała nagordę czytelników. Japończycy słyną oczywiście z tego, że mają bardzo odmienne od naszych gusta. Dla naszego dobra lepiej, aby tym razem się one pokryły


Gdzieś w tym samym czasie, w którym Digital Illusions ogłosiło prace nad w pełni darmową, ogólnodostępną grą: Battlefield Heroes, zaczęłny napływać informacje o tym, że ID Software szykuje projekt Quake Zero, który miałby być w takiej samej formie, jak wcześniej wspomniany Battlefield, tyle że w dobrze nam znanych klimatach Quake`a. Duża społeczność graczy podchodziła do tego bardzo sceptycznie. Mówiono, że darmowa gierka i to jeszcze taka, w którą gra się w przeglądarce, sukcesu nie odniesie. Jako, że do premiery nie daleko, a my mieliśmy okazję pograć w wersję beta - przybliżymy Wam prawdziwe oblicze tej gry.

Jakiś czas temu ID Software porozdawało graczom z czołowych światowych klanów Quake klucze do gry w betę Quake Zero. Każde konto zawierało po kilka zaproszeń, przez co Ci gracze, którzy otrzymali już konto, mogli zaprosić innych do gry i tak dalej, i tak dalej... O Quakeu Zero (który późniejszej fazie zmienił nazwę na Quake Live) zaczęło się robić dosyć głośno z powodu tak narastającej społeczności. W końcu ID pomyślało, że jest do dobre posunięcie i obdarowało graczy większą ilością zaproszeń. Ten proceder sprawił, że konta na Quake Live są teraz niemalże ogólnie dostępne i zdobycie takiego (przynajmniej w Polsce) jest dziecinną łatwością. Dla tych jednak, którzy zamierzają poczekać na oficjalną premierę gry, zaprezentuję co ma do zaoferowania.



Przed ściągnięciem gry, pobieramy niewielki plik, który zawiera misję treningową. Dzięki temu podczas procesu ściągania gracz nie będzie się nudził i przy okazji oswoi się z zasadami gry. Po skończeniu treningu rozgrywamy mały sparing z botem "Crash". Gdy już ściągnie się gra, zaczyna się dopiero dziać. Widzimy ogromną listę serwerów, o różnym poziomie trudności. Pojemność serwerów również jest zróżnicowana. Doszły mnie słuchy, że maksymalnie na jednym serwerze może grać 12 osób. Mimo tego, istnieją również takie serwery, które łamią tą zasadę. Nie wiem w jaki sposób to działa, prawdopodobnie jest to związane z szybkością internetu.

Tryby rozgrywki są standardowe. Najważniejszym jest oczywiście klasyczny `deathmatch`, czyli gra na `fragi`. Gracze w tym trybie zostają rozmieszczeni na różnych miejscach na mapie i próbują się wzajemnie unicestwić. Tyle teori. W praktyce ta zabawa daje bardzo wiele radochy. Szczególnie, gdy jesteśmy już doświadczonym zawodnikiem i zaczynamy odczuwać naszą wyższość w umiejętnościach. Oprócz tego trybu pozostaje jeszcze kilka typowych dla tej gry trybów, czyli `Team Dethmatch`, który polega na tym samym, co zwykły Deathmatch, tylko że w tym gracze dzielą się na drużyny, a także `Capture the Flag`, polegający na zdobyciu flagi z bazy przeciwnika i dostarczenie do swojej. Wszystkie te tryby są od początku zakorzenione w tej serii, więc dla fanów Quake`a nie powinno to być nowością.



Trochę opowiem o samym systemie, jaki ID Software stworzyło. Grę, jak już wspominałem, odpalamy od strony przeglądarki. Po zalogowaniu znajdujemy się w tzw. systemie administracji naszym profilem. Bardzo fajną rzeczą jest system komunikacji z innymi graczmi. Oferuje on głównie stworzenie własnej listy znajomych i kumpli z gry, dzięki czemu rozegranie meczu z np. kolegą z klasy nie będzie żadnym problemem. Pozwala także porozmawiać lub utworzyć konferencję, dzięki czemu można łatwo i wygodnie omówić taktykę z klanem. Poza tym w menu administracji możemy wybrać, jak będzie wyglądała nasza postać. Postaci jest nieco więcej, niż w Q3, niektóre dość dziwacznie wyglądają, ale każda powinna sobie znaleźć miłośnika.

Podsumowując: jest na co czekać! Klimat ciągłej rozwałki powala, szybkość akcji nie pozwala ani na chwilę zmrużyć oka, a świetnie zaprojektowane poziomy, różne wyskocznie i cała masa bajerów dają tej grze urok. I choć gra jest tylko ulepszoną wersją Areny, to i tak jest pozycją godną uwagi dla graczy kochających akcję. Ogromna społeczność i liczba serwerów gier i to na tyle przed premierą, daje pewność, że w grze nigdy nie będziemy się nudzić. Na początku można się troche irytować wysokim poziomem graczy, ale gdy już zaczniemy lepiej grać, nie będziemy mogli się od tej produkcji oderwać. A biorąc pod uwagę to, że za granie nie zapłacimy ani grosza, można być niemal pewnym, że gra podbije rynek sieciowych shooterów i (któż wie?) może zepchenie nawet Counter Strike`a i ET z piedastu? Pożyjemy, zobaczymy
 
  Dzisiaj stronę odwiedziło już 16095 odwiedzający (33515 wejścia) tutaj!  
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja